Jutro, 2 września,
przypada 76. rocznica utworzenia niemieckiego nazistowskiego obozu koncentracyjnego
Stutthof. Tego dnia na teren pomiędzy wsiami Sztutowo i Stegna, autobusami
komunikacji miejskiej Niemcy przywieźli z Gdańska około 200 jeńców, którzy
natychmiast rozpoczęli budowę. Obóz funkcjonował
od 2.09.1939 r. do 9.05.1945 r. Był pierwszym i najdłużej istniejącym niemieckim
obozem tego typu na ziemiach dzisiejszej Polski. Jednak w pamięci społecznej męczeństwo
jego więźniów jest wciąż mało znane.
Miejsce pod
budowę wybrane zostało z pełną premedytacją: teren podmokły, zewsząd otoczony
wodą, bagnami i torfowiskami, z wysoko stojącymi wodami gruntowymi i
specyficznym, niebezpiecznym dla ludzi mikroklimatem. W założeniu miał być większy
niż Auschwitz. Historię budowy oraz strukturę lagru można poznać, klikając w linki
umieszczone pod notką.
Metodami
stosowanymi w obozie w ramach akcji „specjalnego traktowania” więźniów (Sonderbehandlung) było rozstrzeliwanie
strzałem w potylicę w pomieszczeniach krematorium czy też „szpilowanie”, czyli
uśmiercanie zastrzykiem z fenolu, co Niemcy stosowali od 1940 r. P.W. Hoppe
„usprawnił” pracę obozu, gdy z jego polecenia w połowie ’44 r. uruchomiono
komorę gazową.
W ciągu ponad 5
lat działalności KL Stutthof zarejestrowano łącznie około 110 tysięcy więźniów.
Byli oni obywatelami 28 państw, zarówno europejskich pod niemiecką okupacją,
jak i państw neutralnych oraz Stanów Zjednoczonych. Do KL Stutthof docierały transporty
z obozów koncentracyjnych Buchenwald, Dachau, Neuengamme, Mauthausen,
Flossenbürg i Sachsenhausen, przywożono więźniów Pawiaka i Pruszkowa.
Orientacyjna mapka marszu śmierci więźniów KL Stutthof przez Kaszuby. Oprac. Chryzopraz
Na skutek zbliżającego
się frontu Sturmbannführer Hoffman zarządził ewakuację. Przeprowadzano ją drogą
lądową i morską od stycznia 1945 r. Liczba ofiar ewakuacji wyniosła prawie 50%.
Barkami ewakuowano około 5000 więźniów. Na trasę marszu śmierci przez miejscowości Mikoszewo, Świbno, Cedry Małe,
Cedry Wielkie, Pruszcz Gdański, Kolbudy, Łapino, Niestępowo, Żukowo, Przodkowo,
Pomieczyno wypędzono ponad 11 tysięcy więźniów. Na miejsce dotarło 7 tysięcy. Cała
trasa marszu śmierci, trwającego 11 dni,znaczona jest
mogiłami w Nawczu, Rybnie i Kępie Kaszubskiej, Pucku, Wejherowie i Luzinie,
Strzepczu, Żukowie i Niestępowie, Pręgowie, Miszewku i Przodkowie, Pomieczynie,
Łebnie i Łęczycach, Ciechomiu, Kostkowie, Lęborku...
Muzeum Stutthof
zwiedzałam dwa razy. Pierwszy raz jako uczennica ze szkolną wycieczką. Drugi raz
jako nauczycielka z moimi uczniami ówczesnych klas VII i VIII w ramach cyklu
lekcji języka polskiego. I choć to wiele lat temu, dobrze pamiętam niektóre reakcje. Należy pamiętać,
że były to reakcje nastolatków z połowy lat 90.
Podczas całej
trasy zwiedzania przeważała cisza, chciałoby się powiedzieć „martwa” cisza i
uwagi wypowiadane półgłosem. Ale kiedy minęło pierwsze onieśmielenie, padały
różne pytania do przewodnika. Młodzież była ogromnie zbulwersowana faktem, że oficerowie
z rodzinami (dzieci) i strażnicy mieszkali zaraz za murem, a nawet w obrębie
obozu, tym, że ich to nie krępowało, nie przeszkadzało.
Wielkie wrażenie
zrobiła szubienica i studnia, nikt nie podszedł blisko, wszyscy przyglądali się
z daleka. W krematorium cisza jak w kościele, dopiero kiedy oczy oswoiły się z
mrokiem, młodzież rozeszła się po obszernym pomieszczeniu, przyglądała się z
niedowierzaniem piecom krematoryjnym, próbując „przymierzyć się” do noszy. Przy
tej okazji ktoś nawiązał do Grudnia’70 mówiąc, że w krematorium szpitala
Marynarki Wojennej w Oliwie palono ciała zabitych stoczniowców.
Łaźnia – to pomieszczenie
i jego nazwa spowodowało największe zamieszanie, gdyż każdy miał w pamięci
swoją domową łazienkę i jej przeznaczenie. Lekarz także kojarzył się dzieciom z
ratowaniem życia, nie ze „szpilowaniem”.
Obchodziliśmy
teren obozu, dzień był ciepły i słoneczny. Przewodnik zwrócił uwagę uczniów na
mokre płyty chodnika, którym szliśmy. Młodzież umiała to zjawisko wyjaśnić,
resztę dopowiedział przewodnik. Podeszliśmy do bryły pomnika, w którym za
szybami umieszczony jest popiół z
krematoriów. W szarej masie tkwią gdzieniegdzie jaśniejsze kawałki kości.
Widziałam, że to potężna i
wystarczająca dawka dla młodzieży. Szliśmy do autobusu w ciszy, a kiedy wreszcie
odjechaliśmy z tego miejsca, dzieci musiały to odreagować.
Z jakim wzruszeniem i jakże
pełniej po tym doświadczeniu uczniowie odbierali treść wiersza T. Różewicza „Warkoczyk”:
w 35.
rocznicę porozumień sierpniowych. Sala BHP Stoczni Gdańskiej, 31.08.2015
r.
Czcigodni Stoczniowcy,
twórcy Solidarności
Panowie Marszałkowie
Panowie Premierzy
Ekscelencje
Panowie
Przewodniczący
Państwo
Ministrowie
Drodzy Goście
Wszyscy
związkowcy, stoczniowcy, którzy jesteście tutaj, na tej Sali.
Chciałem przede
wszystkim bardzo podziękować i pogratulować 35-lecia Solidarności, poratulować
zwycięstwa. Zwycięstwa, które Solidarność osiągnęła w ciągu kilkunastu lat swojego
istnienia. Zwycięstwa nad komunizmem,
można tak śmiało powiedzieć. ’89 rok, po dziewięciu latach istnienia Solidarności
pierwsze, jeszcze pół-wolne wybory, potem następne, już wolne. To wszystko
osiągnięcie Solidarności, to inni poszli
za Solidarnością, trzeba to sobie jasno pwoiedzieć. Jakiejże to wymagało
odwagi! Jakiej wymagało determinacji!
Byłem niezwykle
dzisiaj wzruszony na całych uroczystościach, ale przede wszystkim byłem
wzruszony, kiedy zobaczyłem ten napis na budynku, w którym jest siedziba
Komisji Krajowej: „Solidarność pokoleń”, o czym wspomniał tutaj przed chwilą
pan Przewodniczący. Jest dzisiaj na sali p. Andrzej Gwiazda z małżonką, którzy
mogliby być moimi rodzicami, jestem ja, jest Julcia, Zosia i ci młodzi
stypendyści, licealiści, gimnazjaliści, którzy mogli być z kolei moimi dziećmi.
Trzy pokolenia ludzi przesiąkniętych ideałami Solidarności, bo skoro są tutaj,
to znaczy, że są nimi przesiąknięci.
To dla mnie
niezwykle wzruszające, przypomniała mi się dzisiaj ta piosenka:
Nie mam dzisiaj czasu dla ciebie
Nie widziała cię dawno matka
Musisz trochę poczekać, dorosnąć
Opoqwiemy ci o tych przypadkach,
O tych ludziach, którzy poczuli,
Że są wreszcie teraz u siebie
Solidarnie walcząc o dzisiaj
I o jutro – także dla ciebie.
To wasza piosenka
z ‘80 roku, piosenka śpiewana do mnie i do mojego pokolenia, bo to my
musieliśmy trochę poczekać, dorosnąć, żebyśmy mogli się dowiedzieć dokładnie o
tych wypadkach, bo przecież wtedy patrzyliśmy dziecięcymi oczyma, ja miałem 8
lat.
I to niezwykle
wzruszające, kiedy patrzy się na nadzieje i na wielkie zwycięstwo Solidarności,
zwycięstwo, w którym nie podniesiono broni przeciwko władzy, a jednak
zwyciężono. To także wielka zasługa Ojca świętego Jana Pawła II, kapelanów Solidarności:
ks. Jerzego Popiełuszki, ks. Kazimierza Jancarza z Krakowa, z Nowej Huty, z
Mistrzejowic. To wielka zasługa naszych prymasów: prymasa Wyszyńskiego, także prymasa
Glempa. To wielka zasługa wielu kapłanów, którzy za Solidarnością stali, którzy
byli pasterzami. Oczywiście władza posuwała się też do tego, żeby zabić
pasterza, aby rozproszyć owce. Tak zginął błogosławiony ks. Jerzy, tak zginął
ks. Zych, tak zginęli inni księża.
Ale to nie zabiło
wielkiej idei, urzeczywistnienia tych słów: jeden drugiego brzemiona noście,
razem, nie jeden przeciw drugiemu. Razem. Nie zabiło słów, że solidarność musi
być jednością i że solidarność jest przeciwieństwem komunistycznej walki klas. Bo
stanęli robotnicy razem z inteligencją, bo stanęli ludzie ponad pokoleniami:
młode pokolenie razem ze starszym. I dlatego właśnie było zwycięstwo.
I dzisiaj jest
solidarność, ale my tej jeszcze wiekszej solidarności potrzebujemy, nie tylko
jako związku zawodowego, który niezależnie od władzy stoi na straży praw
pracowniczych, ale także jako tej solidarności wewnętrznej, tej właśnie
wielkiej idei, która nie da się ani podzielić, ani zniszczyć, która ma
przerastać serca, która ma łączyć, która ma budować to wielkie poczucie
wspólnoty.
Tą wielką ideą na
pewno jest dla nas Polska. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Tą wielką
ideą jest dla nas godność. Godność to praca. O tym mówił też nasz ojciec
święty. I dlatego wtedy, kiedy mówię o odbudowie Rzeczypospolitej, to myślę
także właśnie o odbudowaniu godności tam, gdzie ostatnio jej tak mało, tam, gdzie
ludzie podchodzili do mnie i mówili: panie, ile to już lat bez pracy. Ciężko zachować
godność, kiedy nie ma się pracy latami, ciężko zachować godność, kiedy ma się
świadczenie na poziomie 600 czy 800 złotych na miesiąc! Jakże ciężko!
To są właśnie
obowiązki państwa, władzy. Władzy, od której nie oczekuje się wiele, tylko
profesjonalizmu i uczciwości. To wystarczy. Taka właśnie powinna być władza w
Rzeczypospolitej. Taka powinna być władza, która rozumie, co to znaczy
solidarność. I chcę jasno powiedzieć: wierzę w to, mówiłem to wielokrotnie, że
da się naprawić Polskę. Wierzę w to głęboko, że jesteśmy w stanie to zrobić
razem, właśnie w ramach solidarności.
Kiedyś, kiedy
dorastałem, miałem 17 lat i Solidarność zwyciężała w ’89 roku, to ja także z
radościa biegłem ulicą krzycząc: Nie ma wolności bez solidarności! Tak! Oczywiście
to hasło jest cały czas aktualne. Ale myślę, że do niego trzeba dodać jeszcze
drugie, które niech będzie wskaźnikiem dla nas wszystkich i dla polskiego
państwa: Nie ma przyszłości bez
solidarności! Bez tej idei, bez tej wizji, bez jej istoty!
Podziękowania dla
TV Republika, która zarejestrowała wystąpienie prezydenta podczas uroczystości.
Spisałam z nagrania, czyniąc jedynie drobną korektę stylistyczną (gdzieniegdzie
zrezygnowałam z ulubionych przez Pana Prezydenta powtórzeń).
A teraz piosenka Maćka Pietrzyka, którą przypomniał Pan Prezydent:
Od wielu lat w pobliże naszego domu przylatują kruki. Zimą
ubiegłego roku naliczyłam w zasięgu wzroku cztery żerujące pary. Według
encyklopedii „nasze” kruki to jeden z dziesięciu pogdatunków tego ptaka, w
łacińskiej systematyce zwany corvus coraxprincipalis.
Są fascynujące.
Dostojne, duże, z matowymi dziobami i lśniącym metalicznie smolistym
upierzeniem. Przelewają leniwie ciężar ciała z nogi na nogę, zamiatają sztywno długim
ogonem i, ciągnąc skrzydła, dostojnie kroczą po trawniku, charakterystycznie
kiwając głowami, jakby z najwyższym zrozumieniem odnosiły się do codzienności. Wygladają
tak leniwie, ale gdy tylko podejść zbyt blisko, błyskawicznie podrywają się z
ziemi. Przysiadają na świerkach, przelatują z drzewa na drzewo, a gałąź długo
kołysze się na pożegnanie.
Pojawiają się i
znikają. Kiedy z poranną kawą wyszliśmy z mężem na balkon, zauważyliśmy parę
wśród gęstych gałęzi dwupiennego świerku. Przywitaliśmy je uśmiechami, a one zareagowały
na naszą obecność delikatnymi ruchami głowy. Po chwili z charakterystycznym
świstem skrzydeł uniosły się do lotu i opadły na trawę nieopodal.
Dziś rano z
kubkami świeżej kawy jak zwykle wychodzimy na balkon. Siadamy na krzesełkach,
ciesząc się jaśniejącymi w słońcu efektami naszej sobotniej pracy wokół domu. Liczę kolejne linki, nitki i
supełki na pajęczynkach rozsnuwanych pracowicie o zmierzchu przez duże i małe
pająki. Ze zdziwieniem patrzę na spóźniony, samotny kwiatek clematisa. Ale cóż to za
czarny kształt leży nieruchomo nieopodal krzewu? Kruk, to martwy
kruk! Nasz kruk...
Dziś, to znaczy we wtorek koło południa, przyleciały dwa ptaki. Jeden usiadł na gałęzi dokładnie nad miejscem, gdzie leżał ten martwy. Drugiego było słychać w pobliskich drzewach. Krzyczały, nawołując się nerwowo. Po chwili odfrunęły. Czy jeszcze wrócą?
Środa. Dziś przyleciał jeden kruk. Nawoływał głośno. Przemaszerował po gałęziach i znów wołał. Nasłuchiwał, wołał i nasłuchiwał. Kiedy nie usłyszał odpowiedzi, jego głos stawał się coraz cichszy i cichszy, jak schrypnięta skarga. W końcu odleciał. Kruki dobierają się w pary raz na całe życie.
Czwartek. Z rana przykry i smutny dla serca widok: piękny czarny ptak siedzi na trawniku dokładnie w miejscu, gdzie pod ziemią leży jego/jej martwy towarzysz. Kiedy się zorientował, że jest obserwowany, podniósł się i leniwie pomaszerował w dół skarpy, po chwili odfrunął.
Po południu usłyszałam krakanie. Jest ono tak donośne, że słychać je pomimo szumu klimatyzatora i klekotania klawiatury. Cichutko wyszłam na balkon i po chwili zauważyłam parę (!) kruków: jeden żerował na trawniku, drugi polatywał między drzewami. Nawoływały się spokojnie. Nawet udało mi się strzelić fotkę jednemu z nich, ale jest b. niewyraźna, bo z daleka.
Przydatne linki: http://www.foto-ptaki.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=124&Itemid=223&limit=1&limitstart=1#top http://home.agh.edu.pl/~szymon/raven.shtml - oryginał poematu E.A Poe, Kruk i kilka tłumaczeń http://www.eapoe.org/balt/poegrave.htm - strona E.A.Poe
Society in Baltimore – tu wiele ciekawych linków
Wystąpienie Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej p. Andrzeja Dudy
przed Zgromadzeniem Narodowym po zaprzysiężeniu na urząd
w dniu 6 sierpnia 2015
r.
Drodzy Rodacy, jestem niezwykle wzruszony. Dziękuję bardzo.
Szanowni Panowie Prezydenci, szanowne Panie i Panowie Marszałkowie Sejmu i
Senatu, wysokie Zgromadzenie Narodowe, Państwo Premierzy, Rado Ministrów, Eminencje,
Ekscelencje, dostojni Goście. Dziękuję, że jesteście Państwo tu ze mną na tej
sali. Dziękuję, że jesteście świadkami mojej prezydenckiej przysięgi. To
ogromnie dla mnie ważne.
Dziękuję także moim rodakom, tym, którzy są tu blisko nas, ale także tym,
którzy są daleko – nawet poza granicami kraju, ale łączą się z nami za
pośrednictwem mediów, Internetu i duchowo. Dziękuję, że jesteście ze mną i że mnie
wspieracie. Dziękuję mojej rodzinie, przyjaciołom, wszystkim tym, którzy dobrze
mi życzyli przez długi czas tej kampanii, która dzisiaj już jest daleko za
nami. Dziękuję wszystkim tym, którzy są dzisiaj ze mną. Dziękuję wszystkim
Polkom i Polakom.
Szanowni Państwo!
Dziękuję moim poprzednikom – Panom Prezydentom wybranym przez naród w
demokratycznych wyborach. Ale w szczególności podziękować chciałem temu Prezydentowi,
którego już nie ma pośród nas – chciałem podziękować panu prezydentowi
profesorowi Lechowi Kaczyńskiemu. Państwo może pamiętacie, że w czasie mojego
wystąpienia na pierwszej konwencji, kiedy w zasadzie rozpoczynała się kampania
wyborcza, powiedziałem, że kiedyś przed laty zaprowadziła mnie do niego droga
mojego wychowania, przygotowania uniwersyteckiego, doktoratu. Zaprowadziła mnie
do niego i wtedy, obok niego, dojrzewałem do polityki. Polityki rozumianej jako
troska o dobro wspólne w znaczeniu dobra narodu, dobra polskiego państwa, państwa
sprawiedliwego, w którym wszyscy obywatele traktowani są równo, które broni
słabszych i nie musi bać się silnych. Mogę powiedzieć, że ta droga, która wtedy
się rozpoczęła, a o której mówiłem w czasie mojej kampanii, gdy spotykałem się
z moimi rodakami, doprowadziła mnie dzisiaj tutaj - bo to oni wybrali mnie na
urząd prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, który właśnie dziś obejmuję.
Drodzy Rodacy!
Dziękując za wybór, dziękując za tę obecność, chciałem powiedzieć, że
uczynię wszystko, by nie zawieść tych oczekiwań. Dotrzymam zobowiązań wyborczych,
które składałem, choć wielu dzisiaj w to wątpi. Ale ja jestem człowiekiem
niezłomnym i jestem człowiekiem wiary. Wierzę, że to możliwe i że zdołam to
zrobić. Przede wszystkim tych najważniejszych: zobowiązania do przygotowania i
złożenia projektu ustawy o podwyższeniu kwoty wolnej od podatku po to, żeby
ulżyć najbiedniejszym, zobowiązania do tego, aby złożyć projekt ustawy
obniżającej wiek emerytalny. Pamiętam o tym. Nie zapomniałem, mimo że zostałem
już wybrany na urząd prezydenta. Nie zapominam o moich zobowiązaniach. Nad
innymi będę pracował razem z Narodową Radą Rozwoju. Wierzę, że będę miał ku
temu poparcie społeczne, ale wierzę także, że znajdę poparcie w Wysokiej Izbie.
Polacy mówili mi o swoich troskach, o swoich problemach, o tym, jakiej Polski
by chcieli. Mówili to na moich spotkaniach, wielu ludzi do mnie przychodziło. Ja
im odpowiadałem i uczyłem się przy nich tego, czego dzisiaj potrzebuje Polska, uczyłem
się w sposób namacalny, bo w bezpośrednim kontakcie.
I chcę dzisiaj bardzo mocno powiedzieć – jednym z podstawowych oczekiwań
jest to, byśmy zaczęli odbudowywać wspólnotę. Ludzie marzą o takiej wspólnocie,
jaka wśród Polaków powstała w latach 80., w czasach „Solidarności”. I dlatego mówię
dzisiaj do ludzi o różnych poglądach, o różnym światopoglądzie, wierzących i
niewierzących: proszę o wzajemny szacunek, proszę o to, żebyśmy szanowali swoje
prawa, oczywiście bez narzucania ich innym, ale żebyśmy umieli te prawa
nawzajem szanować. Proszę, żebyśmy umieli szanować się nawzajem. Mówię o tym
zwłaszcza tutaj, w sali sejmowej, mówię do polskich polityków, mówię to także
do siebie. Chciałbym, żebyśmy budowali wzajemny szacunek, bo to szacunek musi
być podstawą wspólnoty – a tylko wtedy, kiedy będziemy wspólnotą, jesteśmy w
stanie naprawić Polskę. A dzisiaj nie tylko Polska, ale przede wszystkim Polacy
tej naprawy bardzo potrzebują i to w
wielu obszarach.
To służba zdrowia, to codzienny poziom życia wielu rodzin, to dzieci,
których wiele dzisiaj nie dojada, zwłaszcza na obszarach wiejskich, to oni
potrzebują pomocy. Państwo doskonale o tym wiecie. To młodzież, która
emigrowała, bo nie widziała dla siebie szans rozwojowych w naszym kraju. Musimy
dzisiaj do nich wyciągnąć rękę. Musimy zacząć naprawiać Rzeczpospolitą. Wierzę
w to głęboko, że jest na tej sali wielu polityków, którzy taką wolę mają, wielu
polityków, którzy także słuchają obywateli.
Chcę zagwarantować dzisiaj, że będę w tym zakresie niezłomny i będę działał,
i wierzę w dobre współdziałanie z rządem, wierzę w dobre współdziałanie z
Sejmem i z Senatem, wierzę także, w sprawach zewnętrznych, w dobre
współdziałanie z Parlamentem Europejskim i naszymi przedstawicielami na ważnych
stanowiskach w Unii Europejskiej. Wierzę, że będziemy razem służyli ojczyźnie i
w przestrzeni krajowej, i międzynarodowej. W tej drugiej mamy dwa wielkie
sukcesy ostatnich 26 lat: zdobyliśmy się na wolność, weszliśmy do NATO,
jesteśmy członkiem Unii Europejskiej. Polacy w zdecydowanej większości są z
tego zadowoleni. To wielkie dzieło, które zostało dokonane, przesunęło nas nie
tylko w znaczeniu symbolicznym, ale i geopolitycznym, ze Wschodu na Zachód.
Żyjemy dzisiaj w innych warunkach i innym państwie niż przed rokiem 1989,
ale polska polityka zagraniczna, która nie powinna podlegać rewolucji, bo
polityka zagraniczna rewolucji nie lubi, potrzebuje dzisiaj korekty. Ta korekta
to zwiększenie aktywności, ta korekta to mówienie o naszych celach, to mówienie
o naszych aspiracjach, to przedstawianie naszego punktu widzenia w sposób
spokojny, ale zdecydowany i jednoznaczny, poprzez komunikowanie tego partnerom
w przestrzeni międzynarodowej. W ten sposób powinniśmy dbać o spójność Unii Europejskiej
tak, żeby przy budowaniu tej spójności nasze sprawy także były uwzględniane. W
ten sposób powinniśmy budować jedność Sojuszu Północnoatlantyckiego i pilnować
jej, bo to jest niezwykle ważne dla Polski.
Ta druga sprawa to bezpieczeństwo, przede wszystkim bezpieczeństwo militarne.
Najważniejsza w tym zakresie jest budowa silnej, dobrze wyposażonej polskiej
armii – to ogromnie ważne zadanie na najbliższe lata, bo to podstawowa
gwarancja niepodległości, suwerenności i bezpieczeństwa obywateli. To wielkie
zadanie dla nas wszystkich, ale przede wszystkim dla prezydenta, który jako
Zwierzchnik Sił Zbrojnych ma współdziałać w czasach pokoju z ministrem Obrony Narodowej.
To współdziałanie z mojej strony będzie, ale będzie także aktywność. I wierzę,
że będziemy mogli działać wspólnie dla dobra Rzeczypospolitej.
Ale zadanie na najbliższy czas to także wzmocnienie gwarancji sojuszniczych
w Sojuszu Północnoatlantyckim, którego na szczęście jesteśmy członkiem. Tutaj
trzeba sprawę postawić jednoznacznie: potrzebujemy większych gwarancji ze
strony NATO, nie tylko my, jako Polska, a cała Europa Środkowo-Wschodnia w
obecnej sytuacji geopolitycznej, trudnej, jak Państwo doskonale wiecie.
Potrzebujemy większej obecności NATO w tej części Europy, także w naszym kraju.
Już podjąłem na ten temat rozmowy, bo jako prezydent elekt miałem zaszczyt
spotkać się ze znaczącymi przedstawicielami innych krajów naszych sojuszników w
NATO i z przedstawicielami Sojuszu Północnoatlantyckiego. To jest dla mnie
niezwykle ważne i chcę to zrealizować w ramach inicjatywy, o której już mówiłem:
inicjatywy Newport Plus, aby nam to zostało zagwarantowane w sposób
jednoznaczny na najbliższym szczycie Sojuszu, który w 2016 roku odbędzie się w
Warszawie. To wymaga wytężonej pracy na niwie dyplomatycznej, ale wierzę, że to
także jesteśmy w stanie zrealizować.
Polityka międzynarodowa to przede wszystkim poprawne stosunki z sąsiadami,
o to trzeba niezwykle dbać. Dobre stosunki sąsiedzkie są ważne, one wzmacniają
bezpieczeństwo, w tym kierunku także powinniśmy działać. Tam, gdzie sytuacja
jest trudna, powinniśmy podjąć zwiększone wysiłki. Powinniśmy rozmawiać także z
naszymi partnerami tu, w Europie Środkowo-Wschodniej, na Północy, od basenu
Morza Bałtyckiego aż po Adriatyk trzeba szukać tego, co wspólne, trzeba szukać
tego, co łączy – po to, żeby także w przestrzeni międzynarodowej budować
wspólnotę. Dziś Polacy też tego bardzo oczekują.
Dobre stosunki są gwarancją spokoju i bezpieczeństwa. Myślę, że to wielkie
pragnienie wielu Polaków jako elementu naszego dorobku w ramach Unii
Europejskiej. Powinniśmy się starać to pogłębiać i w tym zakresie nasza polityka
zagraniczna także potrzebuje aktywności. To w pewnym sensie odbudowa czy pewne
odnowienie Grupy Wyszehradzkiej, ale także przyciąganie nowych partnerów,
szukanie z nimi porozumienia. To zadanie na najbliższe lata. Jako prezydent
Rzeczypospolitej, współdziałając z ministrem Spraw Zagranicznych i Premierem,
jak nakazuje to konstytucja, jestem gotów się tego zadania podjąć i je podejmę.
Szanowni Państwo!
Polityka zagraniczna to nie tylko ta wielka, to nie tylko ta w skali europejskiej
czy światowej, to także ta „mniejsza” polityka – wobec Polaków, Polonii, wobec
naszych rodaków. Dziś miliony naszych rodaków są rozsiane po całym świecie. Oni
potrzebują większego kontaktu z Polską, potrzebują aktywności ze strony
rządzących. I w związku z tym podjałem decyzję, że w ramach Kancelarii
Prezydenta powstanie Biuro do Spraw Polonii i Polaków za Granicą.
Po to, by te zadania aktywnie podjąć, można w nich wskazać kilka grup. Pierwsze
to Polonia, której przedstawiciele często zajmują eksponowane stanowiska w polityce
w niektórych krajach, w biznesie. Oni myślą o Polsce, czują się Polakami, chcą
pomóc, ale potrzebują łączności z Krajem, potrzebują tego, żeby do nich
wyciągnąć rękę, potrzebują tego, żeby właśnie z nimi współdziałać dla dobra
Rzeczypospolitej. Chcę to działanie podjąć. Jest wśród nich wielu młodych
ludzi, wielu młodych Polaków, którzy urodzili się za granicą, ale o Polsce cały
czas pamiętają, bo wychowano ich w polskiej tradycji.
To także Polacy, którzy przy przesunięciu granic przed dziesiątkami lat
pozostali na Wschodzie, to także ci, którzy zostali tam wywiezieni. Wielu z
nich chciałoby wrócić i to jest zadanie, powiedziałbym, dziejowe dla polskiego
państwa – sprawdzian, czy jesteśmy w stanie temu podołać, żeby spełnić to
wielkie marzenie wielu z nich. Ale dzisiaj trzeba ich wspierać po to, aby mogli
krzewić tam polską kulturę. Trzeba ich wspierać, by młodzi o Polsce nie
zapominali. To wielkie zadanie państwa, finansowe i organizacyjne, ta pomoc
jest bardzo potrzebna. W tym zakresie także będę chciał zdecydowanie działać.
Ale, proszę Państwa, to nie tylko to, bo przecież dzisiaj naszym największym
problemem są wyjeżdżający od lat młodzi ludzie; wyjeżdżający za pracą, wyjeżdżający
za godnym życiem, szukający dla siebie szansy. Wielkim zadaniem, o którym
wielokrotnie mówiłem, jest wzmocnienie polskiej gospodarki, jest podniesienie
jakości życia w Polsce, jest pomoc polskim przedsiębiorcom, żeby nie mówili, że
państwo jest wobec nich opresyjne, żeby mieli więcej wolności, żeby mieli
więcej swobody działania i żeby mieli wsparcie od państwa, z którego korzystają
wtedy, kiedy chcą, a nie mówili, że państwo zastawia na nich pułapki. To oni
mają tworzyć nowe miejsca pracy, to oni mają budować pomyślność, bo to właśnie
właśnie mała i średnia przedsiębiorczość jest naszym największym skarbem. Ale
zanim te warunki u nas stworzymy, a nie stanie się to przecież od razu, trzeba
podtrzymywać łączność z tymi młodymi, którzy za granicę wyjechali i którzy
myślą o powrocie do Polski wtedy, kiedy będą mieli tutaj możliwość rozwijać
się, wykorzystać swoją kreatywność a także doświadczenia, które poza granicami
zdobyli.
To łączność z nimi. Byłem. Rozmawiałem. W Londynie, w Brukseli, w innych miejscach.
Dzisiaj oni potrzebują wsparcia jeśli chodzi o polskie szkolnictwo, żeby ich
dzieci mogły się uczyć języka polskiego, polskiej historii, żeby mogły się
uczyć po polsku. Dzisiaj nauczyciele, którzy tam są i uczą, mówią: chcielibyśmy
mieć taki status jak nauczyciele w Polsce, przecież uczymy polskie dzieci,
chyba jesteśmy tego godni. Czy polskie państwo tego nie rozumie?
My te wszystkie kwestie musimy uwzględnić, musimy pozostawać z nimi w
łączności i musimy o nich dbać. Dlatego trzeba wzmacniać polskie placówki
dyplomatyczne, dlatego trzeba wzmacniać naszą aktywność w sferze nie tylko
Polonii, ale i Polaków poza granicami, niezależnie od dbania o to, by stworzyć im
warunki do powrotu do Polski.
To także polska kultura, którą powinniśmy do nich wysyłać, żeby wspierać
ich oczekiwania i dążenia. Ale musimy kulturę także wspierać w kraju. Dziś
wielu twórców i artystów mówi, że zostali pozostawieni samym sobie, że nie mogą
się zrealizować, że tworzą i nic z tego nie wynika, a czasem nie mogą tworzyć
choćby ze względów finansowych, bo mają niski poziom życia. Znikają instytucje
kultury, zwłaszcza w tej Polsce powiatowej, ale także i w wielkich miastach.
Chciałbym, by przestano mówić, że Polska powiatowa jest „zwijana”.
Dzisiaj polska kultura wymaga mecenatu, mecenatu ze strony państwa. Będzie
miała z całą pewnością swojego patrona w prezydencie Rzeczypospolitej, którym
dzisiaj zostaję.
Szanowni Państwo!
Nasz wielki rodak Jan Paweł II mówił: Wymagajcie
od siebie nawet wtedy, gdy inni od was nie wymagają. Dzisiaj wymagają!
Słyszałem to przez ostatnie pół roku na każdym kroku. Wymagają od nas, od
polityków. Powinniśmy być razem i powinniśmy razem służyć ludziom. To jest wielkie
zadanie na najbliższe lata przede wszystkim dla mnie – dla prezydenta
Rzeczypospolitej Polskiej, ale liczę na to, że będę miał państwa wsparcie.
Także w polityce historycznej, bo dzisiaj Polska tam często wymaga obrony,
wymaga obrony jej dobre imię i dlatego mówiłem, że chcę stworzyć specjalną
instytucję, która będzie miała obowiązek tego dobrego imienia bronić na całym
świecie. Niech ona istnieje pod patronatem prezydenta i premiera, i ministra
spraw zagranicznych razem. Niech to będzie symbol jedności.
My, Polacy, mamy wielką historię i nie mamy się czego wstydzić. Wręcz
przeciwnie – powinniśmy być dumni. Powinniśmy mówić prawdę, ale także walczyć o
prawdę w stosunkach z naszymi sąsiadami, bo dobre stosunki międzysąsiedzkie,
międzyludzkie, mogą być zbudowane tylko na prawdzie. Dlatego aktywna polityka
historyczna jest potrzebna i wewnątrz kraju, i na zewnątrz. Zobowiązuję się i w
tym zakresie być aktywnym.
Szanowni Państwo!
Zostałem wybrany prezydentem Rzeczypospolitej, wybrany przez naród, bo w
ostatnich dniach i tygodniach zdarzają mi się sytuacje, że podchodzą do mnie
ludzie na ulicy i mówią: „Dzień dobry, panie prezydencie, nie głosowaliśmy na
pana, ale życzymy panu, żeby pan dotrzymał swoich zobowiązań, tego co pan mówił
w kampanii”. Gdy to słyszę, mam poczucie, że rzeczywiście zostałem wybrany
przez Naród, mam też poczucie ogromnego zobowiązania, jakie zaciągnąłem, i
wielkiej odpowiedzialności. Wielokrotnie słyszałem, zwłaszcza w czasie kampanii:
„niemożliwe”, „niech pan nie liczy”.
Proszę Państwa - stoję tutaj przed Państwem jako prezydent RP. Wiele jest
możliwe, jeżeli działamy razem i działamy zgodnie! Wiele jest możliwe, jeżeli
wykazujemy się zrozumieniem, jeżeli jesteśmy dla siebie życzliwi!
Andrzej Duda obejmuje dzisiaj urząd prezydenta i wierzę, że się uda!
Dziękuję bardzo!
Szanowni Czytelnicy! Wystąpienie prezydenta Andrzeja Dudy spisałam z nagrania, które można obejrzeć w zamieszczonym powyżej YT. Dokonałam drobnych korekt i niewielkich skrótów, mających na celu ułatwienie czytania, które nie zniekształcają swoistego stylu wypowiedzi Pana Prezydenta i nie wpływają na sens wypowiedzi.
Ha! Wbrew pozorom nazwa ta nie ma nic wspólnego z „gaciami” czyli majtasami. Cóż ona oznacza? Profesor Edward Brezatak ją objaśnia:
Pochodzi ona od zestawienia, potem zrostu staropolskiego przymiotnika
sworny, sworna, sworn i rzeczownika gać. Przymiotnik sworny należy do
najstarszej polszczyzny i znaczył „zgodny, zwarty”. Należy do tej samej rodziny
etymologicznej, co np. wyrazy: zwierać, łączyć, zawierać, sworzeń, rozwora,
zwora, zwornik.
Rzeczownik gać znany jest także dzisiejszej polszczyźnie, oznacza 1.
„materiał służący do gacenia”, 2. „groblę z faszyny lub drzewa”, a odpowiedni
dla niego czasownik gacić znaczy 1. „uszczelniać, opatrywać budynek dla ochrony
przed zimnem przez okładanie ścian mchem, słomą, liśćmi”, 2. „naprawiać, robić
groblę, tamę”. W nazwie Swornegacie chodzić będzie o to drugie znaczenie
rzeczownika tj. o znaczenie „tama, grobla” i czasownika „robić groblę, tamę”.
Nazwa Swornegacie pochodzi od wcześniejszej formy Swornagać i oznaczała w
chwili powstawania „zwartą tamę”. Dla miejscowości położonej nad Brdą między
jeziorami nazwa taka była bardzo odpowiednia.
Tak więc Swornegacie to nazwa wsi malowniczo położonej
nad Jeziorem Karsińskim w dzisiejszym powiecie chojnickim. Jak wszędzie na
Kaszubach, tak i w Swornegaciachmożna przyjemnie wypocząć, a każdy, kto uczestniczył w kajakowych
spływach rzeką Brdą, z pewnością tam trafił.
Jednak nie o pięknie Kaszub, a o pewnym
bohaterze powstania warszawskiego, jest ta krótka notka. Cóż może mieć wspólnego
z powstaniem warszawskim mała wieś o dziwacznej nazwie? Tu, w
Swornegaciach, w majowy dzień 1914 roku na świat przyszedł Joachim Joachimczyk,
w przyszłości powstaniec, fotograf.
Kim byli jego rodzice? Czy miał
rodzeństwo? Skromna notka biograficzna nie podaje tych informacji. W 1935 roku
przeniósł się do Gdyni. Miał wówczas 21 lat i z pewnością szukał ciekawszego
zajęcia, niż uprawa niewdzięcznej, piaszczystej kaszubskiej roli. Praca w
porcie i życie w budującym się mieście dawały szanse na rozwój i inwestowanie w
siebie, jak mówimy dziś.
Walczył w kampanii wrześniowej
jako podporucznik w 16. Pomorskiej Dywizji Piechoty. Biografia nie wspomina, jak to się
stało, że ppor. Joachimczyk po klęsce wrześniowej trafił do Warszawy. Jako fotoreporter
Referatu Fotograficznego Biura Informacji i Propagandy KG Armii Krajowej ps. „Joachim”
fotografował powstanie w Śródmieściu, na Powiślu i Czerniakowie. Po klęsce
powstania klisze i odbitki ukrył w domu przy Alei Róż.
Ppor. Joachimczyk podzielił los
setek żołnierzy AK i został wywieziony do Sandbostel (Stalag XB). Uciekł podczas
transportowania jeńców do innego obozu, maszerował przez Niemcy do kraju, aż w
listopadzie 1944 roku znalazł się znowu w Gdyni. Tu alianci skorzystali z jego
umiejętności fotografowania objektów wojskowych.
Po zakończeniu działań wojennych J. Joachimczyk mógł
pojechać do Warszawy szukać swoich zdjęć. Odnalazł, niestety, tylko ich niewielką
część. Fotografie,
których był autorem, krążyły po Polsce i żyły własnym życiem. Aż do 1979 roku nie potrafiono zidentyfikować
osoby o pseudonimie „Joachim”. Kto wie choć trochę o tym, jakie życie mieli w „wyzwolonej”
Polsce byli żołnierze AK, ten nie zada pytania, dlaczego Joachimczyk nie
chwalił się swoimi zdjęciami.
Ten wielki Polak urodzony na Kaszubach
zmarł 4 maja 1981 roku w wieku 67 lat.