Ten tekst to list z 2009 roku do mojej najstarszej
siostry. Nigdy mi nie powiedziała tego wprost, ale wiem, że nie pochwalała mojej
emigracji do Stanów. Chciałam, żeby razem ze mną zobaczyła ten „kawałek” Ameryki.
-------------------------------------------------------------------
U zbiegu rzek, czyli polski ślad amerykańskiej wojny Północy z Południem
Przez Oceanu ruchome płaszczyzny
Pieśń Ci, jak mewę, posyłam, o!
Janie...
Cyprian Norwid, „Do Obywatela Johna Brown”
Z naszej bazy wypadowej wyprawiamy się na zachód. Cel:
miasteczko Harpers Ferry w Zachodniej Wirginii. Ponieważ nie jest to Wielka Wyprawa, lecz tylko mała wycieczka
z jednym noclegiem, najpotrzebniejsze rzeczy mieścimy w małej torbie. Trudno na
tej trasie zabłądzić, toteż wyłącznie dla zabawy i wypróbowania nowego
urządzenia podłączamy GPS, uzupełniamy
niedobory w baku i w drogę!
Pierwsza niespodzianka spotyka nas już na obwodnicy
Baltimore zwanej Beltway: zator. Wcale nas to nie dziwi, bo w piątkowe
popołudnie jest to zwyczajny traffic.
Wleczemy się w korku dobrych 40 minut. Lepiej, czyli szybciej, jedziemy
autostradą I-70, ale tuż przed Frederick znów korek. Mijają nas wielkie,
transportowe „smoki” z tablicami z Kalifornii, z Utah, z New Jersey. Niskie słońce
odbija się w każdym calu pięknie wypolerowanego lakieru tych elegantek. Kiedy
mija nas przyczepa jednej z ciężarówek, poprzez rockowe poczynania Davida Cooka
(zwycięzca American Idol) wdziera się
do wnętrza naszego samochodu potężny szum silnika. Wielkie koła obracają się z
hukiem na wysokości mojego policzka, jakby za chwilę miały mnie zahaczyć, więc
instynktownie odsuwam się od szyby.
Ciężarówy nie jadą z nami dalej, skręcają na stację, bo muszą
się zważyć, zmyć kurz, przespać, odpocząć przed dalszą drogą. My, sprawdzając
wskazania GPS-u (niestety, godzina
przybycia do celu coraz bardziej się oddala), posuwamy się prosto w zachodzące
słońce. Wokoło ciemnieje linia lasów porastających zbocza Appalachów. Jak tu pięknie!
Pięknie jest też w październiku, kiedy można napawać wzrok pełną gamą kolorów
jesieni, takich samych jak w Polsce. Spore odcinki trasy dosłownie wycięte są w
skałach, mijamy tablice z ostrzeżeniami przed spadającymi głazami. Jeszcze tylko
most przez rozlewający się bełkotliwie Potomac, potem drugi nad dostojną Shenandoah
River i – jesteśmy w miasteczku Charles Town, w miejscu noclegu.
Po wczesnym śniadaniu wyprawiamy się „do miasta”. Pogoda
wymarzona na zwiedzanie, choć koło południa upał i wilgotność dają się nam we
znaki. Z przewodnika już wiemy, że w 1751 roku Robert Harper kupił spory kawał
gruntu, a kilka lat później uruchomił prom, którym przewoził osadników przez
Potomac na zachód. Stąd pochodzi nazwa miasta: Harper’s Ferry – prom, promowa przeprawa Harpera.
Miasteczko położone jest w krajobrazowo pięknym i dzięki
temu atrakcyjnym turystycznie miejscu, gdzie zlewają się dwie duże rzeki:
Potomac i Shenandoah oraz spotykają trzy stany: Maryland, Wirginia i Wirginia Zachodnia
(obszar wydzielony z terytorium Wirginii w 1863 roku). Miejskie zabudowania
zajmują niezbyt rozległy teren, a wąskie uliczki miejscami wyłożone kostką,
biegną to w górę, to w dół. Nasze oczy żądne wrażeń, wśród licznych
zwiedzających szybko wyławiają kobiety odziane w historyczne stroje. Po chwili spostrzegamy
żołnierzy w mundurach z XIX wieku, stojących przed wejściem do dawnego (bądź
przystosowanego do potrzeb turystyki) urzędu burmistrza i naczelnika policji.
Wędrówkę rozpoczynamy naturalnie od pamiątkowego zdjęcia na
mostku ponad zlewiskiem rzek. Tylko specjaliści wiedzą, czy to Potomac wpływa
do Shenandoah, czy odwrotnie. Potomac płynie tu szeroko, leniwie i spokojnie,
Shenandoah zaś spieszy się. Niejako przy okazji łapiemy w obiektywy przelatujące
nad naszymi głowami z wielkim hałasem gęsi oraz wielką rzadkość: czaplę modrą.
|
Czapla modra (Blue heron) |
Oprócz podziwiania przyrody chcemy zobaczyć miejsca
związane z abolicjonistą Johnem Brownem. Jego historia daje się streścić w
kilkunastu zdaniach. Brown wraz ze swą niewielką załogą jesienią 1859 roku najechał
Harpers Ferry w nadziei zdobycia broni w tamtejszych arsenałach. Planował, że będzie
to zaczynem powstania niewolników, które rozprzestrzeni się na całe Południe. Nic
takiego się jednak nie stało, a jak na ironię pierwszą śmiertelną ofiarą wydarzeń
był – usiłujący zaalarmować o napaści – czarny wolny człowiek nazwiskiem
Heyward Shepherd. Wiadomość o jego śmierci dotarła lotem błyskawicy do
Waszyngtonu, skąd dla uśmierzenia buntu wysłano 86 marines pod dowództwem ówczesnego pułkownika Roberta E. Lee. Po
fiasku negocjacji z buntownikami, zabarykadowanymi w budynku straży pożarnej, żołnierze
za pomocą wielkich młotów skruszyli drzwi i wtargnęli do wnętrza. Po krótkiej
wymianie ognia 10 zbuntowanych farmerów poległo, 4 zbiegło, a 4 wytrwało przy
swoim dowódcy. Ranny John Brown został pojmany i umieszczony w klatce w
więzieniu w Charles Town, gdzie został skazany na śmierć przez powieszenie i bez
prawa do ułaskawienia. Należy dodać, że nie wyraził zgody na uznanie go za
niepoczytalnego, co mogłoby uratować mu życie.
Stajemy przed niepozornym budynkiem, tablica informacyjna
głosi, że dawniej mieściła się w nim straż pożarna, później arsenał, zajęty 17 października
1859 roku przez oddział Browna, zdobyty następnego dnia przez żołnierzy.
Przeczytać można również, iż budynek ten został przeniesiony z miejsca swego
pierwotnego posadowienia o ok. 150 stóp.
Wchodzimy do ciasnego wnętrza z jakimiś skrzyniami i
wózkami, usiłując wyobrazić sobie, jak mogła przebiegać walka kilkunastu
zmęczonych, zdesperowanych, gotowych na śmierć mężczyzn z przeważającymi
liczebnie, dobrze wyszkolonymi, wypoczętymi żołnierzami.
|
Fort Johna Browna |
Zmierzamy do muzeum Johna Browna. Kilka sal, eksponatów
niewiele. Wchodzących wita sporych rozmiarów malowidło w dziwnie znajomym nam,
Europejczykom z byłej sowieckiej domeny, stylu. Przedstawia nadnaturalnej
wielkości starca z rozwianą brodą, rozpościerającego ramiona (prawa ręka trzyma
karabin, lewa ściska dokumenty) nad towarzyszami, osłaniając ich. Poniżej widać
gwiaździsty sztandar, dymy wystrzałów, postaci walczących. Symbolizm i patos aż
śmieszny, bo zupełnie niepotrzebny.
W następnej sali można obejrzeć krótki film o abolicji. Po
skrzypiącej podłodze przechodzimy dalej, oglądamy broń zgromadzoną przez
oddziałek Browna. Są to piki osadzone na długich, drewnianych trzonkach.
Żołnierze naturalnie byli lepiej uzbrojeni. Przystajemy przed gablotą, w której
bojownik z żołnierzem krzyżują broń.
|
W przedniej części gabloty młot, będący na wyposażeniu żołnierzy |
W kolejnym pomieszczeniu naszą uwagę zwraca piękna
płaskorzeźba, przedstawiająca długobrodego Browna i... czy ten drugi to Norwid?
Tak, to Norwid, nietrudno rozpoznać – dodatkowo upewnia nas napis na tablicy
pamiątkowej, ufundowanej przez American
Council for Polish Culture.
|
John Brown w międzynarodowej perspektywie”
|
|
„Drobne utwory poetyczne” Cypriana Norwida: na lewej karcie widoczne wiersze „Do Obywatela Johna Braun” [pisownia oryginalna] i „John Brown” |
Jesteśmy pod wrażeniem tej tablicy, nie
spodziewaliśmy się zobaczyć takiego uhonorowania polskiego poety i myśliciela.
[Podobnych patriotycznych przeżyć i dumy dostarczyła mi
wizyta w National Air and Space Museum w Waszyngtonie, kiedy w
części poświęconej walkom powietrznym podczas II wojny światowej, pośród zdjęć
lotników z największą liczbą zestrzeleń, wypatrzyłam fotografię Witolda
Urbanowicza, dowódcy dywizjonu 303].
W sąsiednich gablotach eksponowane są gazety z Europy
pełne informacji o egzekucji amerykańskiego bojownika o zniesienie
niewolnictwa.
W pełni usatysfakcjonowani, moglibyśmy zakończyć
zwiedzanie, ale jak tu nie wejść choć na chwilę do rzymsko-katolickiego
kościoła pod wezwaniem św. Piotra (neogotyk, 1833 r., msze w niedziele przed
południem), górującego nad miasteczkiem? Jest to jedyny w Harpers Ferry budynek,
który nie ucierpiał podczas walk w wojnie secesyjnej. Wdrapujemy się więc po
kamiennych schodkach, a pomni przestrogi, że niektóre stopnie mogą być
obluzowane a kamienie śliskie, bo wygładzone przez tysiące par obuwia –
trzymamy się metalowej balustrady.
Na szczycie schodów pracownica muzeum w historycznym
stroju wita turystów i zaprasza do zwiedzania. Wchodzimy do niewielkiego, pieczołowicie
zadbanego wnętrza, utrzymanego bez przepychu tak charakterystycznego dla
katolickich świątyń. Podziwiamy witraże (niektóre z nich są dedykowane pamięci
konkretnych osób) i wspaniale zabudowany chór. Pośrodku nawy informacji turystom
udziela dżentelmen w uniformie członka dawnej formacji paramilitarnej, przeznaczonej
do ochrony obywateli i budynków publicznych.
Jeszcze mały spacer reprezentacyjną ulicą i nagle…
znajdujemy się w innym świecie! Po obu stronach sklepy z odzieżą, obuwiem,
spożywcze, z artykułami żelaznymi, jest także księgarnia, w witrynach eksponaty
– wszystko z połowy XIX w. Po ulicy przechadzają się te same panie, które
zauważyliśmy wcześniej, żołnierze przybywają czwórkami.
|
Harpers Ferry - dwa światy |
Z ciekawością zaglądamy do mieszczańskich domów, należących do rodzin znanych z nazwiska. Przy wejściu krótka informacja o tym, kim byli, czym się zajmowali. Mieszkania wyposażone w najpotrzebniejsze sprzęty, na ścianach malowana tapeta, która była wtedy oznaką luksusu i symbolem zamożności. Pomieszczenia niewysokie a okna małe, żeby wpuszczały jak najmniej słonecznego żaru. Ganki przed domami rozległe i zadaszone, bo spało się tam w upalne lato, gdy w mieszkaniu trudno było wytrzymać i o klimatyzacji nikt jeszcze wtedy nie słyszał.
Lato na Wschodnim Wybrzeżu potrafi dać się we znaki! Zmęczeni
wsiadamy do klimatyzowanego samochodu i po nieco spóźnionym drugim śniadaniu (zwanym
przez Amerykanów nie wiedzieć czemu lunch)
zakupionym w klimatyzowanym przydrożnym fast
food bez wysiadania z auta, wracamy do naszego klimatyzowanego siedliska
uporządkować wrażenia i zdjęcia.
W drodze powrotnej minęliśmy położone na wzgórzu The John Brown Wax Museum, którego nie
odwiedziliśmy, nie podziwialiśmy też panoramy ze skał Jeffersona, nie wędrowaliśmy
appalachijskim szlakiem, słowem – należy wrócić tu w październiku, w 150.
rocznicę wydarzeń, które stały się katalizatorem wojny Unii z Konfederacją.
---------------------------------------------------------
Warto odwiedzić:
http://www.nps.gov/HAFE/
http://en.wikipedia.org/wiki/John_Brown's_raid_on_Harpers_Ferry
http://pl.wikisource.org/wiki/Do_obywatela_Johna_Brown