Translate

poniedziałek, 12 września 2016

Zapomniany bastion. Post Scriptum


Na dwa dni przed 77. rocznicą wybuchu II wojny światowej odwiedziłam Westerplatte. Efekty wizyty starałam się przedstawić jak najmniej emocjonalnie w notce „Zapomniany bastion.”

Ruiny Wartowni Nr 3
fot. własna

Jak pewnie większość moich rodaków mam stosunek emocjonalnie pozytywny do tego miejsca. Nie mogę jednak przejść do porządku dziennego nad tym, co tam zobaczyłam: już nie niedofinansowanie, a nędzę bijącą z każdego zakątka, brak dbałości o właściwą prezentację znajdujących się tam eksponatów, niezauważanie, ba! lekceważenie potrzeb zwiedzających.

My, Polacy, lubimy się szczycić naszą tysiącletnią historią, bohaterstwem obrońców wolności ojczyzny, wskazywać na męczeństwo przodków. Zgoda, mamy powody do dumy. Czasem jednak z niejaką pobłażliwością, a nawet wyższością odnosimy się do tych narodów, które nie mają tak bogatej historii. Ale lubimy wzorować się na innych i często słyszę frazę: „na wzór Niemiec, Danii…”, „tak jak w innych krajach Europy…”, „jak w Stanach...”

Akurat Stany Zjednoczone są dobrym przykładem dbałości o miejsca historyczne, mają ich bowiem tak niewiele, że jeśli już uznają coś za warte zachowania, to czynią to z niezwykłym pietyzmem i poszanowaniem najdrobniejszego szczegółu. Jako przykład podam pole bitwy pod Gettysburgiem. Zwiedzałam, widziałam. I zazdrość bierze.

Dlaczego na Westerplatte nie zaznaczono miejsca, gdzie pierwotnie stała Wartownia nr 1? Dlaczego brak informacji o jej przeniesieniu? Na czyje polecenie? Jakie były powody tej decyzji? Kto tego dokonał? Była to w końcu ingerencja w historyczne miejsce bitwy.

Dlaczego nie zostały opisane w terenie miejsca najcięższych walk? Westerplatte nie jest aż tak rozległe, żeby nie można było zaplanować rozsądnej trasy zwiedzania.

Dlaczego nie ma tam żadnej makiety terenu? Gdyby w gimnazjach/liceach ogłosić konkurs w ramach odpowiedniej ścieżki edukacyjnej, to jestem przekonana, że kreatywność młodzieży zaskoczyłaby muzealników.

Pragnę, aby jak najprędzej teren Westerplatte został odpowiednio przygotowany na przyjęcie setek tysięcy turystów z całej Europy i świata. Niech zwiedzający, poza oczywistymi wartościami poznawczymi i edukacyjnymi tego miejsca, znajdą odpowiednie zaplecze – restauracyjki, gdzie można zjeść drobny posiłek, możliwość nabycia wydawnictw medialnych prezentujących najnowsze zdobycze historyków (pamiątek nie wykluczając), toalety odpowiednie dla wielkich grup ludzi. Niech znikną zawstydzające i przynoszące ujmę temu miejscu TOI-TOI i jarmarczne budy!

Niech Westerplatte nie będzie jedynie miejscem dorocznych uroczystości, ale niech stanie się miejscem chluby i chwały polskiego żołnierza oraz przestrogą dla nas i naszych potomnych. Niech nie będzie ekskluzywnie, ale niech każdy przyjezdny wie, że odwiedza miejsce ważne a dla Polaków święte!



sobota, 10 września 2016

Zapomniany bastion

Nowiusieńkim tunelem pod Wisłą kierujemy się w stronę Westerplatte. Kiedy opuszczałam Gdańsk wiele lat temu, tunelu nie było. Mijamy piękny stadion zbudowany na Euro2012, złośliwie przez niektórych nazywany „złotym nocnikiem.” Rzeczywiście, w telewizji wygląda korzystniej.

Dojazd do Wojskowej Składnicy Tranzytowejktóra przyjęła na siebie pierwszy impet niemieckich najeźdźców i gdzie rozpoczęła się II wojna światowa, jest słabo oznakowany, jednak wreszcie stawiamy samochód na niewielkim parkingu. Jest sierpniowe popołudnie, a mimo to słońce grzeje mocno. Rozglądam się z ciekawością, głównie po to, by zlokalizować miejsce, z którego bije niemiły zapach jedzenia. Jestem zaskoczona, że budki te są usytuowane tak blisko pozostałości po wartowni.

fot. własna
W miejscu Wartowni nr 5, która drugiego dnia walk została zmieciona z powierzchni ziemi a cała załoga zginęła, znajduje się cmentarzyk Obrońców Westerplatte. Na płycie nagrobnej majora Sucharskiego (zmarł w 1946 r. w Neapolu, szczątki przeniesiono na Westerplatte w 1971 r.) leży świeża biało-czerwona wiązanka. Pomiędzy mogiłami niewysoki krzyż, który doczekał się już tu swojej historii. Stawiany, zdejmowany, miał znaleźć się na śmietnisku, lecz został przechowany, walczył o lepsze z… sowieckim czołgiem, po latach znów strzeże mogił obrońców ojczyzny. Niestety, o tym nie można dowiedzieć się na miejscu. Może przewodnicy opowiadają wycieczkom, ale tacy wędrowcy jak my, mogą poznać tę historię dopiero w domu, przed komputerem. Po obu stronach krzyża – nagrobkiWieczne odpoczywanie racz Im dać, Panie…

Omijamy kierunek zwiedzania i od razu idziemy w stronę pomnika. Zbliżamy się do Wartowni nr 3, otoczonej starannie utrzymaną rabatą z pięknie kwitnącymi różami. Ukwieconych rabat jest tu wszędzie wiele. Po podeście wchodzę do wnętrza budynku. Pokruszone kawały betonu połączone grubym drutem zbrojeniowym zwisają nad głową. Wyraźnie widoczne są świeże ślady szalunku wzmacniającego nadwątlone ściany warowni. Do piwnic nie schodzę.

fot. własna
W pobliżu wartowni znajduje się informacja o nadaniu Westerplatczykom tytułu honorowego Obywatela Miasta Gdańsk. Pozbawione zdobień szare płyty z nazwiskami załogi placówki swą surowością dobrze wkomponowują się w otoczenie.

Idziemy szeroką, asfaltową alejką prowadzącą do usypanego pagóra, na którym wznosi się charakterystyczna bryła pomnika. Nasz znajomy wspomina, że jeszcze na początku lat 60. ubiegłego stulecia las porastający tę część półwyspu ciągle nosił ślady walk. Teraz rośnie wyniosły, wspaniały, przynosząc w konarach ożywczy wiatr znad zatoki.

Zieleń porasta i rozsadza porzucone przy alejce szare bryły zbrojonego betonu. Skąd są te umocnienia? Z której wartowni? A może z koszar? Z kasyna? Czy z bunkra amunicyjnego? Świadkami jakich wydarzeń były?

Gdzie powinno być TERAZ, DZIŚ ich miejsce? Bo na pewno nie powinny leżeć bezładnie przy ścieżce.

Kolejnym przykrym zaskoczeniem są jarmarczne budy rozstawione wzdłuż alejki, których właściciele oferują tandetne wyroby z bursztynu, lichej roboty miniaturki pomnika, jakieś militaria, oklejone muszelkami pudełka i inne pamiątki.

KTO dał zezwolenie na handel w tym miejscu?

Idziemy dalej. Na niewielkiej przestrzeni pomiędzy drzewami rozstawiono sporych rozmiarów przezroczyste tablice, w których zapewne znajdują się informacje o tym miejscu. Postanawiamy zapoznać się z nimi w drodze powrotnej. Ale, ale, co to za budka nieopodal? Z niedowierzaniem rozpoznajemy TOI-TOI. Czy nie można jej było ustawić nieco dalej, trochę ukryć między krzewami?

fot. własna

Zostawiając z tyłu olbrzymi napis NIGDY WIĘCEJ WOJNY, zbliżamy się do kolejnego betonowego bloku, na którego szarym tle jaśnieje podpis papieża Jana Pawła II. Na głos odczytujemy fragment homilii z pielgrzymki w 1987 r. o tym, że każdy ma „jakieś swoje Westerplatte, jakiś wymiar zadań, które musi podjąć i wypełnić. Jakiś porządek praw i wartości, które trzeba utrzymać i obronić.”


Pan maluje ławeczki farbą koloru świeżo wyłuskanego kasztana. A, tak! Za dwa dni uroczystość w rocznicę wybuchu wojny. Na kalendarzu skreślimy kolejny rok, zamyślimy się przez chwilę, zmówimy modlitwę za dusze i w intencji i wrócimy do codziennej rutyny.



Widać już wyniosłą bryłę pomnikaTrzeba nieźle zadzierać głowę. Zniżające się słońce przeszkadza robić zdjęcia, a ja przecież nie jestem fotografem. Pstrykam – przecież któraś fotka się uda! Pomnik błyszczy się i lśni, utrwalając socjalistyczną wersję historii. POMIMO że ZSRS i państwa satelickie przestały istnieć.

Na szczycie półpostacie marynarza i żołnierza. Nikt nie ma wątpliwości – to polski żołnierz i radziecki towarzysz broni. Twarze patrzą w stronę kanału portowego. Pod nimi napisy: La Manche, Dunkierka, Morze Śródziemne, Atlantyk, Narvik, Murmańsk. I jeszcze niżej: Oksywie, Westerplatte, Poczta Gdańska (sic!) Kosynierzy Gdyni. Z innej strony: Lenino, Studzianki, Kołobrzeg. Jedyna data widniejąca na pomniku to 30 marca 1945 r. – data przepędzenia wojsk hitlerowskich Gdańska. Trudno ją odnieść i powiązać z TYM miejscem i wrześniem 1939 roku.

Nazywany jest Pomnikiem Bohaterów Westerplatte, lecz nie im jest dedykowany, nie ich czyn wojenny sławi, nie ich postawę gloryfikuje!

Powinien stać gdzie indziej. Nie tu, nie na Westerplatte.

Schodząc w dół zastanawiamy się, gdzie stał Schleswig-Holstein. Zdania są podzielone, ale mamy nadzieję, że szczegółów dowiemy się z tablic umieszczonych w pobliżu TOI-TOI. Rzeczywiście, prastare (sądząc po kolorze i treści) tablice informują dość szczegółowo o tym, co działo się przed i w czasie walk. Plan sytuacyjny jest płaski i nie daje wyobrażenia o skali nalotów i ostrzału, jaki przypuścili Niemcy na ten skrawek polskiej ziemi. Niewiele mówi o trudzie, poświęceniu, cierpieniu, lęku, niepewności i nadziejach niewielkiej liczebnie naszej załogi.

Ale nic straconego, bo przed nami jeszcze muzeum, mieszczące się w Wartowni nr 1. Sądzimy, że tam zdobędziemy więcej informacji. Bilety trzeba nabyć w kiosku po przeciwnej stronie. Chciałam też zakupić folder, ale wydawnictw po polsku brak. Jako bilet wstępu służy… paragon potwierdzający uiszczenie odpowiedniej kwoty. Opiekun tego miejsca (Muzeum WWII?) nie wydaje pieniędzy na drukowanie nikomu niepotrzebnych biletów.

Przed wartownią ustawiono działko małego kalibru. Muzeum zajmuje niewiele pomieszczeń. Na wejściu model niemieckiego okrętu Schleswig-Holstein. W jednym z pomieszczeń odtworzono miejsce odpoczynku załogi i ono daje wyobrażenie o warunkach, jakie znosili żołnierze Składnicy. Eksponaty to ciężki karabin maszynowy, kilka sztuk broni krótkiej i karabinów. Z opisu nie można się dowiedzieć ani czy ten akurat egzemplarz należał do żołnierza, ani nawet tego, czy ten model znajdował się na wyposażeniu załogi. Ot, po prostu leży jakiś pistolet w gablotce. Jest solidnych rozmiarów pocisk, który nie został nawet opisany!



fot. własna

Kurtka mundurowa majora Sucharskiego, jego szabla i neseser toaletowy to bardzo cenne pamiątki.


fot. własna

Dla kontrastu ze ściany wołają zetlałe ze starości, podniszczone, krzywo zamocowane, ubogie w treść biogramy Dowódcy i jego zastępcy, kapitana Franciszka Dąbrowskiego.

Choć wnętrze nieświeże, zakurzone, dawno nie sprzątane, to w gablotach znajdują się urządzenia do kontroli temperatury i wilgotności. Ilość eksponatów znikoma, co zrozumiałe, bo więcej się po prostu nie zmieści. Ale niedbały, niechlujny sposób prezentacji tej niewielkiej ilości zabytków sprowadza ich wartość edukacyjną, a także emocjonalną, do zera.

To miejsce powinno krzyczeć NIGDY WIĘCEJ WOJNY nie malowanymi literami i szkaradnym w swej wymowie pomnikiem, ale nowoczesnym muzeum ze świetnym zapleczem i doskonale zagospodarowanym polem bitwy, gdzie każdy kawałek gruzu znajdzie się na swoim miejscu a nazwisko każdego poległego obrońcy ojczyzny będzie wypisane tam, gdzie padł. To wszystko można odtworzyć, to da się zrobić. Tylko trzeba chcieć zadbać o to święte miejsce.

--------------------------------------------------

Westerplatte jest i dziś osamotnione, opuszczone, pozostawione sobie i wygląda tak, jakby już nie oczekiwało znikąd pomocy. Mimo to wciąż trwa w pamięci pokoleń Polaków. Nie 7 dni, nie 7 lat, ale 77 lat.

---------------------------------------------------

Przydatne linki