Janis Joplin była artystką
niezwykłą, nietuzinkową, a jej interpretacje piosenek – pomimo upływu
lat – pozostają niedościgłym wzorem i wyzwaniem dla artystów. "Joplinka" była jak osobliwy, dziko
rosnący kwiat o rzadkiej barwie i oryginalnym kształcie, który jako jedyną
pożywkę w społeczeństwie końca lat sześćdziesiątych znalazł... dragi. Otoczona
tłumem – odrzucona przez ojca, wyklęta przez matkę – była samotna.
Gdyby żyła, 19 stycznia
obchodziłaby 71 rocznicę urodzin.
Chcę Ją przypomnieć tym właśnie opowiadaniem.
-----------------------------------------------------------------
Dzikuska
W nikłym świetle zimowego poranka ledwo
majaczy duży, okrągły stół, nakryty starannie ukrochmalonym obrusem od mamy. Do
stołu przywarły cztery brzydkie, drewniane krzesła. W kącie pokoju cztery nocne
stoliki tworzą dziwaczną, zwalistą „meblościankę”. Najwięcej miejsca zajmują
cztery metalowe łóżka, ustawione przy ścianach. Trzy z nich nakryte są
porządnie złożoną pościelą i tandetnymi, mocno spranymi kocami w kratę. Będą
tak stały do poniedziałku, aż wrócą Basia, Marynia i Olga.
Spod białej pościeli czwartego spania
wyciągają się ramiona w kwiecistej piżamce, pod kołdrą pręży się nastoletnie
ciało Edyty. Rzut oka na zegarek wydobyty spod poduszki wystarcza, by
dziewczyna zerwała się na równe nogi. Z oparcia łóżka zgarnia ręcznik, z szafki
przybory toaletowe i boso biegnie do łazienki. Zimna woda szybko zmywa resztki
snu. Do dzwonka na śniadanie zostało sporo czasu, ale jest coś, co nie pozwala
dłużej leniuchować.
Tym czymś jest masywny magnetofon szpulowy
marki Grundig, przyniesiony wczoraj przez Romka. Edyta nazywała go Olaf. Drugie
imię przylgnęło do niego jak skóra.
Edyta ustawiła magnetofon na krześle,
podwinęła samodzielnie uszytą długą spódnicę i usiadła na podłodze. Spod
plastykowej okładki podręcznika wydobyła kilka zdjęć Janis Joplin, wyciętych
starannie z jakiegoś pisma. Patrzyła na pióra i wstążki w jej włosach,
przyglądała się biżuterii, wodziła palcem po kwiecistych spodniach i futrzanej
kamizelce, podziwiała malowane w dziwne wzory auto. Postać artystki wyglądała
nierealnie, przypominała kolorowego ptaka z bajki, zapierała dech. Edyta mimo
woli uśmiechała się do roześmianej twarzy z gazety. Podziwiała i zazdrościła,
och! jak bardzo zazdrościła...
Napatrzywszy się do woli, dziewczyna
zwolniła taśmę i zamknęła oczy. Wystarczyło kilka dźwięków bandu, jeden
gitarowy riff, by stał się cud: zniknęła gdzieś nędza, brzydota i podłość
czyhająca za murami bursy; cały ten siermiężny świat małego pokoju w internacie
zawirował i... zniknął. Wraz z nim zniknęła Edyta, drobna, niepozorna
okularnica z miejscowego ogólniaka. Na podłodze jak odurzona siedziała
dziewczyna, która, za sprawą niebywałej ekspresji „Joplinki”, z drżeniem
odkrywała siebie.
Z głośnika płynęła znana melodia, Edyta
słuchała łapczywie, ale dopiero po chwili poznała, że to „Summertime”
Gershwina. Na taśmie były tylko trzy piosenki Janis Joplin: jeszcze tylko
„Piece of my heart” i tylko jeszcze „Me, and Bobby McGee”. To zbyt mało, aby
się nasycić, więc wracała w ulubione miejsca i chłonęła szorstki głos, frazy
układały się w melodię, którą – wiedziała to – zapamięta na zawsze, do końca
życia!
Razem z dzwonkiem na śniadanie powróciły,
bezwstydnie i nie wiadomo skąd, odrapane łóżka, kiwające się krzesła,
poplamione koce i brudne ściany. Edyta ze złością otarła łzy i zeszła na parter,
do stołówki na gorące kakao.
------------------------------------------------------
Krótko przed rozdaniem świadectw całą
paczką wybrali się na wagary. Koce rozłożyli na wąskim pasku jeziornej plaży.
Olaf przysiadł się. Szorstkim źdźbłem muskał jej policzek i wargi, wreszcie
odrzucił trawę i objął ciasno. Zielone oczy pociemniały. Edyta uniosła się,
przytuliła nieśmiało i zacisnęła powieki przekonana, że za chwilę umrze. Ale
gdy znów je otworzyła nabierając przy tym gwałtownie tchu, nie myślała wcale o
umieraniu.
Bawiła się jego czarnymi włosami i myślą,
że jutro znów będzie je sczesywał za uszy mokrymi palcami, bo dyrektor ciągle
chciał mu pożyczać na fryzjera. Myśl ta gniewała ją jednocześnie, bo
przypominała o restrykcyjnych zakazach regulaminu szkolnego.
Całowali się wszędzie. Dziewczyna poddawala
się miękko mocnemu uściskowi tylko po to, by za chwilę wyrywać się ze śmiechem.
Dzikuska, szeptał Olaf w jej popielate włosy. Oprócz całowania uczyli się
matematyki. Słuchali rocka, ale przede wszystkim Janis Joplin. Kiedy rozstawali
się na wakacje, wcisnął jej małą fotkę legitymacyjną z dedykacją: „Kochanej
Dzikusce – Olaf.”
Po wakacjach wiele się zmieniło.
Oboje spoważnieli – matura. Któregoś wrześniowego przedpołudnia poszli nad
swoje jezioro. Wypłynęli łódeczką, rozmawiali o marzeniach i planach. Olaf miał
przejąć rodzinny interes, musiał się do tego przygotować, bo wykształcenie
ogólne nie wystarczało. Edyta też chciała studiować. Cieszyli się, że jeszcze
tylko kilka miesięcy i będą prowadzić życie studentów w dużym mieście, życie
wolne od regulaminowych zakazów-nakazów, spotykać się w klubach i słuchać,
słuchać muzyki, a kto wie, może nawet sami ją tworzyć?
--------------------------------------------------
Romek nie umiał wytłumaczyć milicjantom, dlaczego łódka się rozchybotała.
Zanim doholował Edytę na brzeg, była już martwa. Nie wiedział, że nie umiała
pływać...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz