Jedyne zawiadomienie o
pogrzebie, które wprawiło ją w jakiś rodzaj ekscytacji i z którego była
zadowolona, brzmiało – Pogrzeb 28
sierpnia, przyjeżdżaj. Szykuje się wielkie wydarzenie. Będzie prezydent.
Czekamy na Was z Bożeną i znajomymi.
Gdy po kilku godzinach
jazdy wysiadła z pociągu, podszedł do niej siwy pan o wesołych oczach i mocno
przytulił – Cześć, siostro!
Siedząc
w wygodnym fotelu i pół drzemiąc, przypominała sobie ten wieczór sprzed kilku
lat, gdy
zasiedli we dwoje przed telewizorem. Po zakończeniu telewizyjnego spektaklu słowa Danuty
Siedzikówny „Inki” – Powiedzcie mojej babci, że zachowałam się jak trzeba – długo brzmiały im
w uszach.
zasiedli we dwoje przed telewizorem. Po zakończeniu telewizyjnego spektaklu słowa Danuty
Siedzikówny „Inki” – Powiedzcie mojej babci, że zachowałam się jak trzeba – długo brzmiały im
w uszach.
Wtedy kolejny raz
analizowali stan wiedzy wyniesiony ze szkoły i porównywali z tym, czego
dowiedzieli się o „Ince” już w wolnej Polsce. "Jedynie słuszną" wersję zdarzeń
opowiadał nauczyciel historii w szkole gminnej, a jego opowieści zdawała się wtórować
bez słów tablica upamiętniająca śmierć pięciu żołnierzy i jednej osoby cywilnej
z rąk „bandytów” Łupaszki i „krwawej Inki”. Nie mówiono w szkole prawdy o tej
dzielnej dziewczynie, ba! przedstawiano ją jako bezwzględną, żądną krwi
sanitariuszkę, której postępowanie na polu walki przeczyło humanitarnej idei
niesienia pomocy każdemu rannemu.
Aby uprawdopodobnić swą
opowieść, peerelowscy propagandyści nadali jej przezwisko „krwawa Inka” i z
niespełna osiemnastoletniej dziewczyny uczynili dorosłą i mściwą kobietę. Na
lekcjach rodzeństwo nie miało możliwości dowiedzieć się, że ranny w potyczce z
oddziałem Łupaszki żołnierz WP, którego „Inka” opatrzyła, zeznawał na jej
korzyść i że jego uczciwe świadectwo zostało pominięte w oszukańczym procesie.
Nie dowiedzieli się, że nastolatka nie załamała się w śledztwie, nie wydała
nikogo ze swoich i nie podpisała prośby do „towarzysza prezydenta” Bolesława
Bieruta o ułaskawienie.
***
Inka wiele razy zastanawiała się, czy naprawdę swoje imię zawdzięcza tej dzielnej dziewczynie z Podlasia? Rodzice czasem opowiadali o swoich przeżyciach w czasie II wojny światowej, lecz o tzw. utrwalaniu władzy ludowej – nigdy. Nie zdążyła zapytać, jak to było, a dziś już niczego się nie dowie…. Teraz, przed uroczystym pochówkiem „Inki” i „Zagończyka”, odczuwała satysfakcję, że nareszcie szczątki dziewczyny i mężczyzny zostaną pochowane z ceremoniałem przynależnym żołnierzom. Ich kości odnaleziono w miejscu, gdzie gdańszczanie od zawsze stawiali znicze – pod cmentarną alejką... zakopane wprost w ziemi, bez trumny, leżące przez siedemdziesiąt lat bez grobu i krzyża, jakby czekające, aż ktoś ich wreszcie odnajdzie. Nareszcie kończy się ta wyniszczająca niepewność i można z czystym sumieniem, że zrobiono co trzeba dla pamięci o Nich, składać kwiaty i palić im znicze – Feliksowi Selmanowiczowi i Danucie Siedzikównie.
***
Uroczystości pogrzebowe
rozpoczęły się Mszą świętą w Bazylice Mariackiej. Uliczki prowadzące do
świątyni wypełniał szybko wzbierający tłum. W pewnej chwili kobieta zorientowała
się, że oczekujący uformowali szpaler. Ponad głowami dostrzegła najpierw trumnę
„Zagończyka” a potem „Inki”, niesione przez oficerów z Kaplicy Królewskiej do Bazyliki.
Kamienna posadzka kościoła, który przechodził przez
wieki z rąk do rąk, wygładzona milionami stóp wiernych, jest świadectwem siły
wiary gdańszczan. Olśniewające bielą wnętrze zapiera dech. Bezskutecznie
usiłowała sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz modliła się w tym kościele.
Podeszli pokłonić się
kościom żołnierzy i zmówić wieczne odpoczywanie za ich dusze. Ich serca były
przepełnione dziwną, jak na uczestnictwo w pogrzebie, radością, że mogą brać
udział w tej uroczystości. Odczuwali wdzięczność dla pracowników IPN i
wszystkich wolontariuszy, którzy z taką determinacją odnajdują szczątki ofiar
zbrodniarzy UB. Była naprawdę rada, że los pozwolił jej uczestniczyć w
pogrzebie jej imienniczki, której pamięć przez wiele dziesięcioleci była
szargana i której prawdziwe życie poznała dopiero tak niedawno.
Żarliwie uczestniczyła w
modlitwach, uważnie wsłuchiwała się w słowa wypowiedziane przez Prezydenta RP.
Tłum długo wychodził z kościoła formując kondukt żałobny. Inka
wraz z bratem szła ulicami miasta za trumnami Danki Siedzikówny i Feliksa
Selmanowicza – razem z tysiącami innych ludzi, którzy zjechali z różnych stron
kraju, Europy i świata, czując wielką satysfakcję, że mogą uczestniczyć w ich
ostatniej drodze i że spełniają w ten sposób jakieś niepisane zobowiązanie
wobec prochów wszystkich żołnierzy podziemia niepodległościowego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz