Nowiusieńkim tunelem
pod Wisłą kierujemy się w stronę Westerplatte. Kiedy opuszczałam Gdańsk wiele lat temu, tunelu
nie było. Mijamy piękny stadion zbudowany na Euro2012, złośliwie przez
niektórych nazywany „złotym nocnikiem.” Rzeczywiście, w telewizji wygląda
korzystniej.
Dojazd do Wojskowej Składnicy Tranzytowej, która przyjęła na
siebie pierwszy impet niemieckich najeźdźców i gdzie rozpoczęła się II wojna
światowa, jest słabo oznakowany, jednak wreszcie stawiamy samochód na
niewielkim parkingu. Jest sierpniowe popołudnie, a mimo to słońce grzeje mocno.
Rozglądam się z ciekawością, głównie po to, by zlokalizować miejsce, z którego
bije niemiły zapach jedzenia. Jestem zaskoczona, że budki te są usytuowane tak
blisko pozostałości po wartowni.
fot. własna |
W miejscu Wartowni nr 5,
która drugiego dnia walk została zmieciona z powierzchni ziemi a cała załoga
zginęła, znajduje się cmentarzyk Obrońców Westerplatte. Na płycie nagrobnej
majora Sucharskiego (zmarł w 1946 r. w
Neapolu, szczątki przeniesiono na Westerplatte w 1971 r.) leży świeża
biało-czerwona wiązanka. Pomiędzy mogiłami niewysoki krzyż, który doczekał się
już tu swojej historii. Stawiany, zdejmowany,
miał znaleźć się na śmietnisku, lecz został przechowany, walczył o lepsze z…
sowieckim czołgiem, po latach znów strzeże mogił obrońców ojczyzny. Niestety, o
tym nie można dowiedzieć się na miejscu. Może przewodnicy opowiadają wycieczkom,
ale tacy wędrowcy jak my, mogą poznać tę historię dopiero w domu, przed
komputerem. Po obu stronach krzyża – nagrobki. Wieczne odpoczywanie
racz Im dać, Panie…
Omijamy kierunek
zwiedzania i od razu idziemy w stronę pomnika. Zbliżamy się do Wartowni nr
3, otoczonej starannie utrzymaną rabatą z pięknie kwitnącymi różami.
Ukwieconych rabat jest tu wszędzie wiele. Po podeście wchodzę do wnętrza
budynku. Pokruszone kawały betonu połączone grubym drutem zbrojeniowym zwisają
nad głową. Wyraźnie widoczne są świeże ślady szalunku wzmacniającego nadwątlone
ściany warowni. Do piwnic nie schodzę.
fot. własna |
W pobliżu wartowni znajduje się informacja o nadaniu Westerplatczykom tytułu honorowego Obywatela Miasta Gdańsk. Pozbawione zdobień szare płyty z nazwiskami załogi placówki swą surowością dobrze wkomponowują się w otoczenie.
Idziemy szeroką,
asfaltową alejką prowadzącą do usypanego pagóra, na którym wznosi się
charakterystyczna bryła pomnika. Nasz znajomy wspomina, że jeszcze na początku
lat 60. ubiegłego stulecia las porastający tę część półwyspu ciągle nosił ślady
walk. Teraz rośnie wyniosły, wspaniały, przynosząc w konarach ożywczy wiatr
znad zatoki.
Zieleń porasta i rozsadza porzucone przy alejce szare bryły zbrojonego
betonu. Skąd są te umocnienia? Z której wartowni? A może z koszar? Z kasyna?
Czy z bunkra amunicyjnego? Świadkami jakich wydarzeń były?
Gdzie powinno być TERAZ,
DZIŚ ich miejsce? Bo na pewno nie powinny leżeć bezładnie przy ścieżce.
Kolejnym przykrym
zaskoczeniem są jarmarczne budy rozstawione wzdłuż alejki, których właściciele oferują
tandetne wyroby z bursztynu, lichej roboty miniaturki pomnika, jakieś
militaria, oklejone muszelkami pudełka i inne pamiątki.
KTO dał zezwolenie na
handel w tym miejscu?
Idziemy dalej. Na
niewielkiej przestrzeni pomiędzy drzewami rozstawiono sporych rozmiarów przezroczyste
tablice, w których zapewne znajdują się informacje o tym miejscu. Postanawiamy
zapoznać się z nimi w drodze powrotnej. Ale, ale, co to za budka nieopodal? Z
niedowierzaniem rozpoznajemy TOI-TOI. Czy nie można jej było ustawić nieco
dalej, trochę ukryć między krzewami?
fot. własna |
Zostawiając z tyłu
olbrzymi napis NIGDY WIĘCEJ WOJNY, zbliżamy się do kolejnego betonowego bloku,
na którego szarym tle jaśnieje podpis papieża Jana Pawła II. Na głos odczytujemy
fragment homilii z pielgrzymki w 1987 r. o tym, że każdy ma „jakieś swoje
Westerplatte, jakiś wymiar zadań, które musi podjąć i wypełnić. Jakiś porządek
praw i wartości, które trzeba utrzymać i obronić.”
Pan maluje ławeczki
farbą koloru świeżo wyłuskanego kasztana. A, tak! Za dwa dni uroczystość w
rocznicę wybuchu wojny. Na kalendarzu skreślimy kolejny rok, zamyślimy się
przez chwilę, zmówimy modlitwę za dusze i w intencji i wrócimy do codziennej
rutyny.
Widać już wyniosłą bryłę pomnika. Trzeba nieźle
zadzierać głowę. Zniżające się słońce przeszkadza robić zdjęcia, a ja przecież
nie jestem fotografem. Pstrykam – przecież któraś fotka się uda! Pomnik
błyszczy się i lśni, utrwalając socjalistyczną wersję historii. POMIMO że ZSRS
i państwa satelickie przestały istnieć.
Na szczycie półpostacie
marynarza i żołnierza. Nikt nie ma wątpliwości – to polski żołnierz i radziecki
towarzysz broni. Twarze patrzą w stronę kanału portowego. Pod nimi napisy: La
Manche, Dunkierka, Morze Śródziemne, Atlantyk, Narvik, Murmańsk. I jeszcze
niżej: Oksywie, Westerplatte, Poczta Gdańska (sic!) Kosynierzy Gdyni. Z innej
strony: Lenino, Studzianki, Kołobrzeg. Jedyna data widniejąca na pomniku to 30
marca 1945 r. – data przepędzenia wojsk hitlerowskich Gdańska. Trudno ją
odnieść i powiązać z TYM miejscem i wrześniem 1939 roku.
Nazywany jest Pomnikiem
Bohaterów Westerplatte, lecz nie im jest dedykowany, nie ich czyn wojenny
sławi, nie ich postawę gloryfikuje!
Powinien stać gdzie
indziej. Nie tu, nie na Westerplatte.
Schodząc w dół
zastanawiamy się, gdzie stał Schleswig-Holstein. Zdania są podzielone, ale mamy
nadzieję, że szczegółów dowiemy się z tablic umieszczonych w pobliżu TOI-TOI.
Rzeczywiście, prastare (sądząc po kolorze i treści) tablice informują dość
szczegółowo o tym, co działo się przed i w czasie walk. Plan sytuacyjny jest
płaski i nie daje wyobrażenia o skali nalotów i ostrzału, jaki przypuścili
Niemcy na ten skrawek polskiej ziemi. Niewiele mówi o trudzie, poświęceniu,
cierpieniu, lęku, niepewności i nadziejach niewielkiej liczebnie naszej załogi.
Ale nic straconego,
bo przed nami jeszcze muzeum, mieszczące się w Wartowni nr 1. Sądzimy, że tam
zdobędziemy więcej informacji. Bilety trzeba nabyć w kiosku po przeciwnej
stronie. Chciałam też zakupić folder, ale wydawnictw po polsku brak. Jako bilet
wstępu służy… paragon potwierdzający uiszczenie odpowiedniej kwoty. Opiekun
tego miejsca (Muzeum WWII?) nie wydaje pieniędzy na drukowanie nikomu
niepotrzebnych biletów.
Przed wartownią ustawiono
działko małego kalibru. Muzeum zajmuje niewiele pomieszczeń. Na wejściu model
niemieckiego okrętu Schleswig-Holstein. W jednym z pomieszczeń odtworzono
miejsce odpoczynku załogi i ono daje wyobrażenie o warunkach, jakie znosili
żołnierze Składnicy. Eksponaty to ciężki karabin maszynowy, kilka sztuk broni
krótkiej i karabinów. Z opisu nie można się dowiedzieć ani czy ten akurat egzemplarz
należał do żołnierza, ani nawet tego, czy ten model znajdował się na
wyposażeniu załogi. Ot, po prostu leży jakiś pistolet w gablotce. Jest solidnych
rozmiarów pocisk, który nie został nawet opisany!
fot. własna |
Kurtka mundurowa majora Sucharskiego, jego szabla i neseser toaletowy to bardzo cenne pamiątki.
fot. własna |
Dla kontrastu ze ściany wołają zetlałe ze starości, podniszczone, krzywo zamocowane, ubogie w treść biogramy Dowódcy i jego zastępcy, kapitana Franciszka Dąbrowskiego.
Choć wnętrze nieświeże,
zakurzone, dawno nie sprzątane, to w gablotach znajdują się urządzenia do
kontroli temperatury i wilgotności. Ilość eksponatów znikoma, co zrozumiałe, bo
więcej się po prostu nie zmieści. Ale niedbały, niechlujny sposób prezentacji tej
niewielkiej ilości zabytków sprowadza ich wartość edukacyjną, a także
emocjonalną, do zera.
To miejsce powinno krzyczeć NIGDY WIĘCEJ WOJNY nie malowanymi literami i szkaradnym w swej wymowie pomnikiem, ale nowoczesnym muzeum ze świetnym zapleczem i doskonale zagospodarowanym polem bitwy, gdzie każdy kawałek gruzu znajdzie się na swoim miejscu a nazwisko każdego poległego obrońcy ojczyzny będzie wypisane tam, gdzie padł. To wszystko można odtworzyć, to da się zrobić. Tylko trzeba chcieć zadbać o to święte miejsce.
To miejsce powinno krzyczeć NIGDY WIĘCEJ WOJNY nie malowanymi literami i szkaradnym w swej wymowie pomnikiem, ale nowoczesnym muzeum ze świetnym zapleczem i doskonale zagospodarowanym polem bitwy, gdzie każdy kawałek gruzu znajdzie się na swoim miejscu a nazwisko każdego poległego obrońcy ojczyzny będzie wypisane tam, gdzie padł. To wszystko można odtworzyć, to da się zrobić. Tylko trzeba chcieć zadbać o to święte miejsce.
--------------------------------------------------
Westerplatte jest i dziś osamotnione, opuszczone, pozostawione sobie i wygląda tak, jakby już nie
oczekiwało znikąd pomocy. Mimo to wciąż trwa w pamięci pokoleń Polaków. Nie 7
dni, nie 7 lat, ale 77 lat.
---------------------------------------------------
Przydatne linki
http://wpolityce.pl/historia/307867-polityka-zamiast-rzeczowej-dyskusji-czyli-spor-o-muzeum-ii-wojny-swiatowej
OdpowiedzUsuńPrzyczynek do dyskusji nt. połączenia Muzeum II Wojny Światowej z Muzeum Westerplatte i Wojny 1939 r.