Translate

czwartek, 18 czerwca 2015

Wycieczka


Wstał dzień słoneczny, umiarkowanie gorący. Powiewa lekki wiaterek. Cóż zrobić z tak pięknie rozpoczętym dniem? Hmm, może nad wodę? Nie namyślając się wiele, pakujemy do vana podstawowe wyposażenie i mkniemy do jednego z licznych parków rekreacyjnych.

Jedziemy wąską, krętą, jednopasmową i dwukierunkową szosą to pnącą się w górę, to opadającą w dół, wyciętą wśród liściastych lasów podnóża Appalachów. Mijamy pola uprawne po horyzont obsadzone kukurydzą, łąki ze starannie zwiniętym w wielkie bale sianem i pasącymi się zwierzętami, zadbane podjazdy i alejki wiodące do farmerskich domów o niskiej zabudowie, z podcieniami i gankiem, tak charakterystyczne dla tego regionu. Przed domostwami dobrze utrzymane trawniki, porządnie przycięte krzewy, konkurujące po sąsiedzku różnokolorowe rabaty, wyniosłe drzewa. Gdzieniegdzie stoi samotna niczym żołnierz na warcie, owinięta kwitnącym pnączem, skrzynka pocztowa z widocznym z daleka numerem posesji, do której przynależy. Mailman nie pomyli się, od lat zostawia tu przesyłki.

Co kilka mil znaki informują o polach kempingowych, parkach wypoczynkowych, miejscach historycznych. Te ostatnie tablice są brązowe, nie można ich przegapić.



Zmniejszamy prędkość, przejeżdżamy bowiem przez miasteczko BoonsboroZałożone zostało przez Georga i Williama Boone (stąd Boonsboro= ‘okręg Boonów, należący do Boonów’) w 1792 roku. W tym roku w Polsce... Ilekroć widzę tu jakąś datę, zawsze odnoszę ją do wydarzeń z historii mojej pierwszej ojczyzny. Więc wówczas... wygrzebuję z pamięci... tak, wojna polsko-rosyjska w obronie Konstytucji 3 Maja, zakończona II rozbiorem. A tu biały człowiek, wypychając Indian z ich terenów, zakłada swe siedziby. Wszędzie walka, wojna – z obcym, z najeźdźcą – w obronie swego. I tu, i tam, zakończona klęską.


Mijamy tablicę z informacją Antietam National Battlefield. W pobliżu rozciąga się pole bitewne z czasu wojny Północy z Południem. Już zgłosiłam akces, ale jednak decyduje większość: to miejsce będzie musiało poczekać, gdyż teraz celem naszej podróży jest woda, pływanie, plaża i wypoczynek. Tymczasem informacji zasięgnąć można przez... telefon komórkowy. Bitwa nad rzeką Antietam (raczej nad ‘strugą’, bo na mapie to Antietam creek, a nie river), to najkrwawsze wydarzenie w dziejach tej wojny. W zaciętej walce, trwającej tylko 12 godzin, wyrżnęło się nawzajem 23 tys. żołnierzy. W boju padło 6 generałów – 3 od Konfederatów i 3 z Unii.

Wreszcie przybywamy do celu, kupujemy bilety wstępu i wjeżdżamy na pustawy parking – jest piątkowe przedpołudnie. Zabieramy ekwipunek z bagażnika i wchodzimy na teren parku. Po obu stronach asfaltowej dróżki, wśród wysokich drzew dających gęsty cień, kryją się drewniane ławki i stoły piknikowe, przy każdym rusztowanie grilla. Dziś mamy gotowe kanapki, soki i wodę, więc nie szukamy miejsca na piknik, lecz schodzimy w dół, ku plaży. Wybieram zacienione miejsce, przygarniając pojemnik z prowiantem. Ci, którzy lubią smażyć się na słońcu, rozkładają na piasku plażowe ręczniki i leżaki.


Ciepło, leniwie, miło. Lekki powiew i woda przyjemnie chłodzą rozgrzaną skórę. Brodzik i akwen dla pływających wydzielone są bojami. Z dala odróżniają się kolorem wody – ciemna tam, gdzie głęboko. Spora ta przestrzeń chroniona jest przez czterech ratowników, którzy właśnie ustawiają swoje „obserwatoria”. Już poza bojami, na głębinie, nieśpiesznie przepływają kajakarze a w oddali, przy drugim brzegu, pojawiają się wędkarze. Dzieci próbują złowić pływające na płyciźnie rybki. Zagrzebując stopy w chłodnym i wilgotnym piasku patrzę na porośnięte lasem stoki gór, łagodnie opadające ku jeziornej dolinie.  Odpoczywam.


W drodze powrotnej zawijamy do jednej z licznych w tym rejonie winnic na degustację. Może kupię któreś wino? Podjeżdżamy do rozłożystego budynku, który usadowił się na szczycie wzgórza. Jak okiem sięgnąć – krzew przy krzewie – równiutkie rzędy winnej latorośli. To dopiero początek sezonu – ku słońcu wiją się wąsy roślin. Słychać pracującą pomiędzy rzędami krzewów maszynę. Wiele się trzeba natrudzić, aby otrzymać dobry produkt i zyskownie go sprzedać. Konkurencja jest w tym rejonie spora.

Wchodzimy do chłodnego wnętrza winiarni. Główną jej część zajmuje kontuar, nieco dalej kilka kawiarnianych stolików, zaś przy oknach z widokiem na winnicę ustawiono barowe stołki z siedzeniami w kształcie korka od szampana, które wykonane są z naturalnego korka! Za barem krzątają się siwa pani i młodzian. Młodzian podchodzi do nas i po wymianie uprzejmości i uśmiechów dowiadujemy się, że właśnie kończy się jego pierwszy tydzień pracy. Każde z nas otrzymuje kartę win, które tego dnia są w ofercie. W cenie $10 mieści się 6 gatunków, które możemy spróbować. Zaznaczam dwa białe, jedno różowe i trzy czerwone. Decyduję się na kupno niezwykle delikatnego Chardonnay oraz Traminette o bardzo wyrafinowanym smaku. To na zbliżające się urodziny mojego męża. Z kieliszkiem wina w dłoni i drobną przekąską rozsiadamy się na tarasie. Nie chce się wracać do domu...




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz