Oto opowieści dziwnej treści na zetlałej kartce kopiowym
ołówkiem spisane, w wiklinowym koszu na strychu starego domostwa znalezione...
Czy prawdziwe? Czy zmyślone?
------------------------------------------------
Zbliżał się koniec
roku szkolnego. Pamiętacie ten jedyny w życiu zapach lata, wakacji i swobody? Ale
zanim ten błogi czas dla dzieci – uczniów wiejskiej szkółki – nastał, musiały się
one wywiązać z nałożonego przez Pana Kierownika zadania zapewnienia rybkom ze
szkolnego akwarium odpowiedniej ilości planktonu. Po rozwielitki i inne żyjątka
chodziło się na nieodległe torfowiska, w miejscowym narzeczu zwane „kule
torfowe”, czyli miejsca po wykopanym torfie. Wypełnione były one wodą, w której
żyło mnóstwo tych strasznych stworzeń.
Po rozdaniu świadectw
Pan Kierownik wyznaczył mnie i Jóźka – kolegę ze starszej klasy – do wykonania
zadania. Byłam przerażona! Nie żebym miała coś przeciwko Jóźkowi, nie, ale te
torfowiska! Bałam się, że grząskie łąki nagle zapadną się i pochłoną mnie na
zawsze i bez śladu. Żadne wykręty jednak nie wchodziły w rachubę. Zaraz po
rozdaniu świadectw Pani Kierownikowa wręczyła nam słoiki z podziurkowanymi
pokrywkami i pomaszerowaliśmy.
Idziemy więc tymi
pięknymi, czerwcowymi łąkami, oczywiście na bosaka. Łąki pachną oszałamiającym
zapachem skoszonej trawy i ziela. Nałapaliśmy paskudztwa i wracamy, a Józiek wciąż
przechwala się swoim pobytem w szpitalu powiatowym i to na chirurgii, bo rękę
złamał. No i miał ją nawet jeszcze w gipsie albo co najmniej na temblaku,
dokładnie już nie pamiętam, bo to ze sto lat temu było! Gadał tak i gadał o tym
szpitalu i w dodatku o jakiejś fajnej dziewczynce z sąsiedniej sali, a we mnie
złość rosła, trochę dlatego, że to nie ja jestem tą dziewczynką, ale przede
wszystkim dlatego, że nigdy nie byłam w szpitalu i nigdy nawet palca nie miałam
złamanego! Okropnie mu zazdrościłam.
Wreszcie miałam dość
tych jego przechwałek. W pewnej chwili spostrzegłam, że na mojej drodze leży zemsta!
Józiek był tak przejęty swoją opowieścią, że zupełnie nie zwracał uwagi na... piękno
przyrody, leżące tuż przed jego stopami. Mogłam go spokojnie naprowadzać na
cel. Efekt był piorunujący! Byłam wyrośniętą dziewczynką, nogi miałam długie. A
Józiek? Cóż, z ręką w gipsie i nogą w krowim placku biegł wolniej!
------------------------------------------------
Wesołych wakacji!
ołówek kopiowy
http://oczkowodne.net/strony/skorupiaki.php o rozwielitkach
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz